Na naszej mapie na czerwono były zamieszczone ciekawe budynki. Więc chodziliśmy i zwiedzaliśmy jeden po drugim. A to jakaś cerkiew, to monastyr, opera, fontanny. W sumie nawet ładne rzeczy, ale nic szczególnego. Na uwagę zasługuje jedynie pomnik gniazda, czy coś takiego i budynek parlamentu, 2 budynek na świecie pod względem powierzchni. Tuż po Pentagonie. Naprawdę duży. Żeby cały złapać w kadrze trzeba się było porządnie cofnąć.
Ogólnie miasto to syf, zastanawialiśmy się za co ich przyjęli do Unii Europejskiej. No i te dzieciaki bez koszulek wciągające klej. Patrząc na tą rozpacz postanowiliśmy wstąpić na browara do jakiegoś lokaliku na starówce. Piwo za 2,5RON, w smaku ok, tylko towarzystwo jakieś podejrzane. Co prawda stolik obok siedziało dwóch zachodnich turystów z przewodnikiem, ale wyglądali na równie rozczarowanych urokiem stolicy jak my.
Szaro, beżowo, szaro, beżowo, aż się niedobrze robiło. Gdyby nie dosyć kosmopolityczne centrum (jeśli chodzi o ubiór ludzi) to rzekłbym, że to najsmutniejsza stolica świata. Ale że jeszcze wszędzie nie byłem, to uznałem to tylko za najbardziej przygnębiającą stolicę w jakiej byłem. Naprawdę. Zrujnowane budynki w środku miasta to standard.
O zmierzchu udaliśmy się na dworzec do poczekalni dziadować. I tak dziadowaliśmy do 14 następnego dnia…