Tak jak w tytule - Kandovan to wioska wykuta w skałach, w której wciąż mieszkają ludzie - Azerowie. Prowadzą życie zgodne z tradycją przodków. Niewiele tu się musiało zmienić od lat. Nie widzieliśmy żadnych anten satelitarnych, podobno nie we wszystkich domach jest prąd. Bieżąca woda to marzenie. Mieszkańcy czerpią ją z pobliskiego strumienia. Jedynym środkiem lokomocji są osły.
Mieliśmy nadzieję ujrzeć tą wioskę w jej prymitywnym obliczu. Jednak miejsce te dosyć licznie odwiedzają Irańczycy, przez co tubylcy są zmęczeni ciągłymi zdjęciami i swoją niechęć wyrażają w dość mocny sposób.
Gdy zbieraliśmy się do opuszczenia Kandovanu poznaliśmy Izahrę - 30-letnią nauczycielkę biologii z Hamadanu. Przybyła tu z siostrą oraz przyjaciółką i jej mężem. Piknikowali w pobliskim parku, zatem zaprosili nas na herbatę. Adam rozmawiał z Marie przez rozmówki persko-angielskie, a ja z Izahrą po angielsku. Opowiadała o swojej pracy, marzeniach o zwiedzeniu Rzymu, chęci pójścia na studia doktoranckie.
Z tej rozmowy najbardziej zapamiętałem błysk jej oczu, gdy powiedziałem, że mogę sprawdzić czy na moim uniwersytecie jest szansa doktoryzacji obywateli Iranu i jakie są procedury. Choć starała się ukryć swoją ogromną radość, to pragnienie wyrwania się z tego kraju było w niej tak silne, że na tą wieść cała zadrżała.
Do Kandovanu najlepiej dostać się minibusem do Osku (2000IRR), a potem taksówką do Kandovanu za 3ch (1 chomeini = 10000IRR) w jedną stronę. Przy wjeździe do wioski pobierana jest także taksa klimatyczna w wysokości 1500IRR.