Z rana wyruszyliśmy rozejrzeć się trochę po mieście i poszukać sensowniejszej noclegowni. Znaleźliśmy Pars Hotel na ulicy Ferdosi (85000IRR/twin). Zostawiliśmy bagaże i poszliśmy do centrum Tabrizu.
Pod bankiem Melli usłyszeliśmy "Dzień dobry!". Odwracamy się. "Jak się nazywacie?". Tak zaczęła się rozmowa z Nasserem, pracownikiem lokalnego biura informacji turystycznej, gdzie postanowiliśmy sie przenieść na herbatkę.
Na miejscu Nasser się rozkręcił i klął niczym rodowity Polak:) Ale umiał także powiedzieć "w szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie":) Pomógł nam wymienić pieniądze u cinkciarza po dobrym kursie (9250IRR) i bez prowizji.
Idąc po bazarze znajomi Nassera zagadywali go i pytali się skąd jesteśmy odpowiadał "Amerykanie. Ty chuju!". Ostatnią frazę wymawiał oczywiście w naszym języku. Potrafił też do przechodzących kobiet krzyknąć "Zrobisz mi laskę?!". Jak widać nasi rodacy skrupulatnie uczyli go polskiej mowy. Co zresztą potwierdza słowami: "Zajebiście wymiatam po polski! Śmigam po polski!":)
Gdy rozstawaliśmy się zapytał "A jak spotkam kobietę z Polski to co miłego mogę jej powiedzieć?". "Masz fajne cycki" brzmiała nasza odpowiedź. Oczywiście wytłumaczyliśmy mu co to oznacza, na co Nasser zdziwił się, że takie rzeczy można mówić do kobiet. Można, nie można, czasem taki bajer działa;)