Z rana wsiadamy do pociągu. Przechodzimy przez drzwi i co widzimy? Ogromne lotnicze siedzenia z dużą ilością miejsca na nogi, LCD (2 na wagon) i klimatyzacja. Zadziwili nas strasznie. Nie powiem.
Pociąg oczywiście nie dojechał na czas, ale co tam. Przynajmniej było wygodnie i chłodno. W Aleppo łapiemy taksówkę, jedziemy na dworzec. Chodząc od biura do biura słyszymy, że biletów do Stambułu nie ma, a jak są to w kosmicznych cenach. I znaleźliśmy bilet do Sofii za 45USD. Odjazd za godzinę. Jak my się cieszyliśmy. Jak dzieci. Ale oczywiście nic nie może być proste. Podjeżdża autobus i okazuje się, że nie ma miejsc. Fak! A za bilety zapłaciliśmy. Sprzedawca mówi: Pojedziecie jutro. Krzyknąłem: „Zaraz sam se kurwa jutro pojedziesz!”. Naskoczyliśmy na niego z takim rykiem, że po 5 minutach byliśmy w autobusie. Znalazło się jedno miejsce. Na bagażach. Drugie było na podłodze... Ale już grom z tym. Wyciągnęliśmy jeszcze od sprzedawcy po 3USD i nie skarżąc się na nic grzecznie zmierzaliśmy do Sofii.